Katowicko-Warszawska opowieść.
Radość przeplatana z obawami, niepokojem, oczekiwaniem. Nadzieje? Wiara? Mnóstwo emocji, mnóstwo myśli.
I przełamanie kolejnych barier. I przesunięte granice. Ciepło, obecność i DZIWNE spojrzenia.
Pociąg i turkot kół. Jednak pociąg - mimo, że autobus był prostszy. Uległość?
Dworzec centralny. 3 godziny w środku nocy. Zimno przeplatane z ciepłem. I masa energii i entuzjazmu. 2 małe dziewczynki w dużym mieście. A zapałki noszone w torebce się przydały. I gołąbek bez nóżki, i pan od różańca - reakcja lękowa natychmiastowa. I TŁUUUUMYYY ludzi czekające na pociąg do Katowic.
Akcja szukanie przedziału. Dwóch agentów specjalnych, którzy się potem przydali. I francuz - wzbudzający niepokój od pierwszej minuty. I paradoksalnie bezpieczeństwo dawali agenci. I B. Wystarczył uścisk dłoni, by poczuć, że jest. I że mogę zamknąć oczy. I wsłuchiwanie się w angielsko-francuską konwersację z której wynikało, że Warszawa jest zła i że Kraków nie - tylko do Paryża. Ale dwie piękne polki zawróciły w głowie. I propozycja trójkąta. Hm Hm..... Gdyby nie to jak uwielbiam facetów.... A potem trudności z ogarnięciem stacji Katowice. I niepokój - bo co robić tu o 5 ranom gdy miasto śpi?
Nie śpi. Katowice nie zasypiają. One biegną, żyją własnym życiem. I my wtapiamy się w ich rytm.
A B była przewodnikiem, walcząc z moją dezorientacją w terenie. Bo ja to od szczegółów jestem :) I zadziwiająca Pani na UŚ zabraniająca wchodzić. Jakby nie patrzeć, kawałek ławeczki wystarczył. I nawet ciepło było. Przed konferencją kolejne kroki w przód. Znów otwartość i nagle trzask. I niepokój, tłumienie tego, co przychodzi do głowy. Strach? Dlaczego? Czekanie na to, aż się wyjaśni. Póżniej kartka. Długopis. I walka z barierami. Efekty zaskakujące. Grafologia?
Warsztaty-niewarsztaty. Kontemplacja ja realnego idealnego i powinnościowego. I nadzieja w sercu, z którą nie mogłam się zdradzić, A gdy przez chłód przebił się uśmiech wiedziałam już, że będzie dobrze.
Autobus i chłopak, który ewidentnie miał problem - Może chciał o nim porozmawiać. Ciepło dłoni. i pewność, że dziś będzie dobrze.
Mieszkanie MF, genialny klimat, wspaniała atmosfera. I rozmowa z M która rozbiła. Na kawałki. I uświadomiła, że tkwię w bezsensie. Ze uciekam. A całe życie nie może być ucieczką. Gdzie jest cel? Gdzie jest sens?
Czy teraz to ja jestem tą, która ma dawać siłę i prowadzić?
W końcu wystarczająca ilość snu!:)
Kolejny dzień. I zajęcia prowadzone ze studentkami. I rodząca się w sercu radość, że to jest moje, takie moje. I ogromna chęć wbicia się i robienia więcej. Jeszcze na razie blokowana. Onieśmielenie? Niepewność? Nie możesz być moją supervisorką. A żeby pracować z Tobą bez konieczności przełamywania się jeszcze mi trzeba trochę czasu i praktyki.. Ale da się :)
I muszę opracować tą mapę marzeń!!
Dotarcie na pociąg - wcześniej obiad, bieganie w kółko, telefony, załatwianie, kombinowanie - wsyzstko w biegu. I przełamanie siebie w kolejce po bilety. Prośba wobec Pana, żeby kupił. Kupił a cała kolejka na niego krzyczała. Mała rzecz, ale wzmocniła poczucie skuteczności. I to nic, że bilety były nie dokońca dobre. Sama z tym nie byłam, a mina konduktora wcale nie gryzła :)
I poczucie bezpieczeństwa, dużo rozmów i ciepła. I wniosek, że czas wolny w Warszawie we 2. Że tak lepiej.
Małe zagubienie w warszawskich tunelach, dotarcie do Chillout, rady Tomasza. Genialny kelner i jego bardzo zaciekawione spojrzenia i to jak się pojawiał w najbardziej interesujących momentach;) Shake i kawa. I otwarte serce - powoli otwierana furtka do przeszłości. Ta, której się wciąż boję.
Maks. Arek. Adam. Krzysiek. Byli. Zostawili ślad. Jeden lepszy, inny gorszy. Dużo się zmieniło. Wiara nie istnieje. Ale złości też już nie ma. Po prostu jestem - tym kim mnie ukształtowali oni i świat.
Telefon od KR. Odblokowane emocje. Przynajmniej niektóre. I walka, by nie założyć mocnego pancerza. I nadzieja, że mimo wszystko będzie w porządku. I mimo wszystko wzrastająca bliśkość. I oparcie.
Spotkanie z J i KR pod Teatrem. I Azyl - miejsce idealne. Przynajmniej na ten moment. I wielka ochota, żeby pojechać tam jeszcze raz. Poczuć to, co czułam. I to, co zobaczyłam przed oczami budząc się. Niezapomniane!!! :)
Stopowe szaleństwo. Pan p.t. INDIE - tak, tak, tak. Wróciły marzenia. wróciły nadzieje. I pasja. Ogień w sercu. Indie. Tylko z kim? Wiem, że podróży samotnych się boję. Potrzebuję człowieka.
I chce mi się podróży na okres poświąteczno-sylwestrowy. Zgubiłyśmy się w Puławach. Że co? Ze to nie to rondo? To tranzyt? No tak... :) I konkakt B-kierowcy - GENIALNY :)
Drugi kierowca z psychopatycznymi tendencjami. Ciężko określić. W naszym, Rudzielcu, języku powiem - DZIWNIE. ;)
Potem Lublin. Koktail. Masaż. I spóźnienie do NCKP. I spojrzenie Sałka na dobry koniec dnia ;) I pijana B, która nie była pijana - wrażenia niesamowite. :)
Chora?
Szczęśliwa?