Przyjaźń.
...to była kiedyś chyba prawdziwa przyjaźń. Lecz jeśli minęła to czy w ogóle była?Przyjaźń nie mija. Powinna trwać wiecznie. Lecz ktoś zawiódł. Przestałam wierzyć, za wiele razy rozczarowałam się.Rozstanie, oddalenie.. I kolejna próba zaufania. Bardzo Go potrzebowałam, chciałam wrócić do siebie, siebie sprzed pewnego czasu. Umieć kochać, nie bać się. Nie było już tak łatwo, ciągły strach, obawy..jakiś dystans. Zadra tkwiła gdzieś w środku mnie. Powoli przestałam ufać, przestałam łaknąć kontaktu. Coraz rzadsze rozmowy, coraz mniej chęci..Może za mało wysiłku, może za mało z siebie próbowałam dać..On chyba wyciągał do mnie rękę. Czy nei widziałam jej? Czy odpychałam? nie wiem.
Przestałam wierzyć, ufać i potrzebować. Coraz więcej niechęci, złości.. Zrezygnowałam.
Dlaczego więc dzisiaj tak bardzo Go broniłam? Dlaczego w rozmowie z kims przedstawiałam w samych superlatywach? tak przekonująco jakbym sama w to wierzyła..Z taką zaciętością broniłam mojego dawnego przyjaciela, potrafiłam znaleźć kontrargument na wszystko, wybronić Go z każdego zarzutu. Jakbym nadal Go kochała. Nie, ja już nie potrafię kochać, nie potrafię oddać siebie. Tak musi być.
Palę za sobą wszystkie mosty. A za nimi stoi On, moj dawny Przyjaciel. Bóg.