Po latach?
Po latach...? Wraca się na stare śmieci. Wraca do siebie. Tam, gdzie najbezpieczniej, najlepiej, najpewniej. Próba stworzenia bloga - reporterki nieudana. Może tylko tutaj umiem ubierać myśli w słowa. Może już w ogóle nie umiem... Ale jednak jakaś wewnętrzna siła przyciągnęła w to miejsce spowrotem. Siła krzycząca w środku - potrzebujesz tego. Tak samo jak wielu innych rzeczy, które zostawiasz za sobą gdy są zbyt ciężkim bagażem. Gdy uwierają jak piasek w bucie, przypiekają jak nieznośne słońce, gdy go nie trzeba. A kiedy indziej wypatrujesz na niebie jego przebłysku przeklinając strugi deszczu. Bo potrzebować to nie znaczy chcieć mieć zawsze. To znaczy umieć zaspokoić momenty. Choć czasami tylko zagradza drogę.
"Mówiłeś mi, że przyciągam gniew, że za nic masz mą niewinność
Kazałeś mi trudną drogą iść, za stróża mieć tylko ciemność"
bo życie uczy. I człowiek dojrzewa. A patrząc wstecz mówi - jaki byłem naiwny. A potem z mądrą miną idzie do przodu mądrzej żyć. By za zakrętem obejrzeć się i znów powiedzieć to samo. I czyżby tak całe życie? I co znaczy umieć żyć? Nie robić nic głupiego? Robić. I akceptować to patrząc zza zakrętu na przebytą drogę.
I siedząc w pustym mieszkaniu widzi się rzeczy, których nie widziało się wcześniej. Bo może zasłaniał czyjś głos. Może stłumione emocje i utrzymywanie ich na smyczy, może zakładany im kaganiec. Żeby nie pogryzły. Może powietrze wokół które dusiło się, gdy ktoś następował na jego przestrzeń. Może zamykane na antywłamaniowy zamek marzenia, bo wokół psychopaci? Znalazł się czas kiedy już nic nie zasłania. Kiedy nic nie gryzie i nie dusi. I zapalony płomyk świecy. i herbata. I muzyka. I ja. Z sobą sam na sam. Bo tak naprawdę ze sobą przebywa się najrzadziej.