Walka
Kolejna nierówna walka z tym miastem, kolejny dzien poszukiwania w nim własnych ścieżek. W głodzie pytań wyodrębnia się jedno, ewoluuje wychodząc na powierzchnię: Czy one są jeszcze nieodkryte, czy zarosły już gąszczem codzienności, masek i kłamstw..? Tabuny bladobłękitnych wierzchowców raz po raz przemierzają dobrze znany im odcinek drogi.. na oslep biegną od serca do rozumu. Tętent kopyt zagłusza to, co chciałabym usłyszeć. Wskazówki słońca, nieba i wiatru.
Nogi niosą mnie nad brzeg stawu, głowę wypełnia szum wody i niepojęty lecz stanowczy gwizd wiatru..on wie co chce mi powiedzieć. Zamykam oczy, przed nimi widzę siebie sprzed kilku tygodni. Łąka, wokół góry, słabo oświetlone nocne miasto..Niepowtarzalna aura nocy. Otulona wiatrem, dźwiękiem gitary, głosem, który uspokajał powoli rozrywałam kokon, przez który tak trudno było dostać się komukolwiek. Z dnia na dzień tworzyła się w nim coraz większa dziura.. A ja? A ja czułam się bezpiecznie, tak jakby sieć było dokładnie zapętlona...
Wypełnia mnie wiatr, unosi tak, gdzie widzę wszytskie ścieżki. Rozpaczliwie próbuję zapisać je w pamięci..
Rozlega się pisk opon. Czar pryska. Rzeczywistość nabiera kształtów, dopływają do mnie dźwięki i dym miasta.A we mnie? we mnie pojawia się lęk, staję z nim twarzą w twarz..I nagle obrastam w siłę. Biorę go w dłonie i odkładam daleko, daleko od siebie.., na dalszą półkę. Na później.