1
Akt 1.
Scena 1.
Kobieta siedzi w fotelu, wpatrzona w okno, nieobecnym wzrokiem śledzi poruszającą się firankę. Jej ciało nie reaguje na odgłos przekręcanego w zamku klucza
-Witaj, najdroższa.
-Zapłaciłeś rachunki?
-Nie przywitasz się ze mną?
-Prąd podrożał.
-Zmęczony jestem, zjesz ze mną kolację?
-Żarówki… trzeba będzie wykręcić żarówki…
-Chcesz herbatę czy kakao?
- Najlepiej wyrzucić od razu, po co trzymać coś, co tylko zbiera kurz..
-Nakryłem do stołu
-Powykręcam żarówki…
-Proszę, usiądź ze mną
-Wyniosę, wyrzucę.. Po co robić niepotrzebny bałagan…
Kobieta wychodzi z kuchni, snuje się po mieszkaniu, ma nieobecny wzrok.
Mężczyzna nakrywa do stołu, siada i czeka.
Kobieta:
-Uschły już, uschły w pieprz, niepodlewane od tak dawna.. Wyrzucić, wyrzucić, byle nikt nie widział. To tylko kwiaty, to nic nie zmienia..
Bierze w dłoń doniczkę, ogląda ją, dotyka każdego w niej zagłębieni, przesuwa czubkami palców po chropowatym masywie. Ustawia ją na parapecie. Mechanicznie przynosi kolejne. Zamiera w bezruchu przy oknie. Po chwili, wiedziona jakimś nieodgadnionym impulsem otwiera okno i kantem dłoni zrzuca kwiaty na bruk. Doniczki roztrzaskują się o zniszczone płyty chodnika. Ziemia rozsypuje się tworząc mozaikę lęku, niemocy i bezdusznej nadziei. Kobieta podnosi wzrok, patrzy w przestrzeń
-Takie kruche…
Wraca do kuchni, mężczyzna siedzi przy stole, przed nim stoi nietknięta kolacja.
-Zjesz ze mną?
-Kwiaty, to wszystko one
-Kolacja ostygła, czekałem…
-W świecie, w którym nie ma kwiatów nikt nie opłakuje rozbitej doniczki…
Mężczyzna zaczyna jeść kolację. Kobieta wstaje, zaczyna snuć się po mieszkaniu…
Dodaj komentarz